Oj, zdarzyło mi się to nie raz, a nawet nie dwa... Najpierw wyprałam razem z bluzką tą oto broszkę. Przeżyła ten mejkołwer w całkiem niezłym stanie. Potem wyprałam liska. On już nie miał tyle szczęścia... Do dziś przechodzi rekonwalescencję rozpięty szpilkami, bo się skubaniec zawinął w tej pralce w kulkę...
Ale to nic! Wyprałam też kiedyś śliczną, malusieńską broszkę, przedstawiającą pana z panią. Prezent, który przyjaciółka przywiozła mi z Peru... Te dwa ludziki, przebrane w piękne stroje ludowe mają się nieźle, ale w pralce kapelutki pospadały im z głów... Strata niepowetowana. Na szczęście trochę kleju i skrawek materiału pozwoliły odtworzyć czapeczki i właściwie wyglądają jak nowe.
Dlatego nie dziwi mnie fakt, że istnieje coś w rodzaju klubu, którego członkinie zapominają o tym, że przed praniem sprawdzamy nie tylko kieszenie. Jak widzicie, sama do niego należę. Więc kiedy Lejdi napisała, że wyprała broszkę, która obrotów niestety nie przeżyła i zamówiła kolejną, pomyślałam o małym przypominaczu. Dla siebie chyba też zrobię.
Tutaj wmontowany w kartkę, z broszką Lejdi:
I sam tag (wykonany na zrecyklingowanej metce):
Do Lejdi, w podziękowaniu za zorganizowanie projektu '15 rzeczy', powędrował też zestaw podobny do tego, który wysłałam Alexandrze. Tylko kolory takie bardziej... Lejdisiowe :)
No to teraz Wasza kolej, Dziewczyny. Przyznajcie się ładnie, co Wy wyprałyście?
Buziaki!