Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paplanina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paplanina. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 stycznia 2015

Projekt na popołudnie

Niektóre, nawet drobne projekty muszą swoje odczekać. Tak po prostu jest. W kwestii mojej rękodzielniczej pasji jestem praktyczna, nie lubię rzeczy nieprzydatnych, więc zawsze staram się zrobić coś na konkretną okazję lub pod określoną potrzebę. Nie zawsze wystarczy, że coś jest po prostu ładne. Jeśli robię coś dla siebie, to raczej staram się, aby spełniało jakąś funkcję :) Może niektórzy pomyślą, że zabijam w ten sposób potrzebę swobodnej twórczości..?

Podobnie było z projektem małej kosmetyczki. Ten prosty pomysł znalazłam kiedyś na Pintereście, ale długo coś takiego nie było mi potrzebne. W torebce - przepraszam torbie, w ogromnym torbiszczu, który taszczę ze sobą wszędzie - mam wbrew pozorom porządek, bo nie byłabym sobą, gdybym oprócz samej torby, nie uszyła do niej kieszeni organizujących wszystkie potrzebne przedmioty. Osobną przegródkę ma w niej nawet parasol. Oprócz tej przegródki w torbie, w moim życiu nie ma miejsca na aż taką organizację, więc sama się sobie dziwię :)

Materiały w 100% z recyklingu, sposób na uszycie zgrabnej kosmetyczki z jednego kawałka materiału znajdziecie >>tutaj<<. Naprawdę polecam. Wystarczy pomyśleć, co chcecie w niej trzymać i dostosować wymiary. Nawet podszewka to prościzna!



A Wy macie porządek w torbach?

piątek, 20 czerwca 2014

Wracaaam!

Ale już to chyba obiecywałam. Proszę jednak tym razem o motywujące kopniaki w tyłek, tak dla mobilizacji. Przez ostatnie tygodnie wszystko wyglądało tak: praca, praca, dom, egzamin, kolejny egzamin i praca. Na nic innego nie było czasu. Nie powstawały żadne (nomen omen) prace, a tych zaległych i tak nie pokazałam, bo jak pomyślałam, że muszę obrobić zdjęcie, napisać notkę (a nic ciekawego do przekazania)... od razu mi się odechciewało. Lenistwo, przyznaję! Do tego nie odwiedzałam ŻADNYCH blogów, nawet nie wiem co się dzieje i ile mnie ominęło!

Teraz jednak postaram się wrócić do regularnego pisania i czytania. A przede wszystkim pokazywania. Mam nadzieję, że nikt się jeszcze nie obraził, że nie bywam :)

W ryzach trzymały mnie wyłącznie obowiązki - bo w końcu udział w pracach Art-Piaskownicy to zobowiązanie! W tym miesiącu moim zadaniem było przygotowanie mapki do LO. Jest to moja pierwsza mapka, starałam się więc nie przesadzać i podejść do tego prosto. Prezentuje się tak:


Chyba nie jest trudna, co?
Tworząc ją miałam w głowie pomysł na scrapa, którego do niej wykonam. Przygotowałam się nawet, cyknęłam już jakiś czas temu fotki mojemu rowerowi (bohaterowi LO), ale jakoś zwlekałam z jej wykonaniem. Kiedy na dzień przed publikacją zasiadłam do scrapowania okazało się, że zapomniałam z pracy telefonu, na którym były zdjęcia... Była godzina 20, a następnego dnia dzień wolny. Pojechałam nawet licząc, że może ktoś tam jeszcze jest... ale pocałowałam klamkę. Musiałam więc znaleźć zastępcze zdjęcie, żeby w ogóle wykonać pracę. W necie wiele pięknych ujęć niebieskich rowerów, ale scrapowanie ze ściągniętym zdjęciem..? Chciałam tego uniknąć i wzięłam zdjęcie niebieskiego roweru (choć nie tego), które sama zrobiłam (wakacje 2012 roku, opisywane >>tutaj<<, zdjęcie gościło już na blogu). Potem podmienię, trudno :)


Gorąco zapraszam więc wszystkich scrapujących, a także tych, którzy chcą zacząć, ale się boją, nie wiedzą po co, co z tym potem zrobić... Nie szukajcie wymówek :) Nie lubiłyście plastyki w szkole? Jest szansa ją odczarować! Zrobić coś innego, kreatywnego. Troszkę się wyszaleć, pochlapać, pobrudzić. Nie potrzeba żadnych specjalistycznych materiałów - u mnie tylko biała kartka, farby, wydrukowane na domowej drukarce zdjęcie i napis. Trochę nitki i odrobina taśmy. Nic skomplikowanego! Jeśli boicie się tradycyjnych wymiarów scrapa (30 x 30 cm), weźcie taki format, jaki się Wam podoba. Na zdjęciu nie widać czy praca jest mniejsza czy większa. Ja wykonuję prace w formacie ok. 21 x 21 cm (kartka A4 docięta do kwadratu) - są poręczniejsze, łatwiej je przechować. A po co to? Żeby się trochę wyżyć, żeby nadać treści i znaczenia zdjęciom, które wykonujecie, żeby mieć ciekawą pamiątkę, postawić na półce. Uwierzcie, jak stosik prac rośnie, rośnie też radość, że się w ogóle zaczęło. Ja umieszczam z tyłu opisy wydarzeń, których dotyczy scrap. Jest potem frajda i z oglądania, i czytania.

Szczegóły wyzwania znajdziecie na stronie Art-Piaskownicy. Jest sponsor, więc będzie nagroda!

http://art-piaskownica.blogspot.com/2014/06/mapkujemy.html

 Zapraszam serdecznie!

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Jak dzisiejsze niebo

Ta broszka jest trochę jak dzisiejsza pogoda za oknem - rano trochę światła, potem szaro-granatowe chmury, ale na koniec dnia liczę na piękny, różowo-czerwony zachód słońca :) Ale czy to przypadkiem nie zwiastuje deszczu...?


Nie zaprzątam sobie głowy aurą. Będzie jak będzie :) Przyjdzie prawdziwa zima - dobrze, nie przyjdzie - też dobrze. Zauważyłam, że o ile kiedyś lubiłam pewne pory roku, a inne nie, od jakiegoś czasu dostrzegam piękno w każdej z nich. A Wy?

środa, 27 listopada 2013

Środowe myki: odnawiałam, remontowałam i skończyłam! Fotela część druga, ostatnia


Pierwsza część renowacji fotela

W zeszłym tygodniu zakończyłam relację na tym, jak wyprułam wszystko z mojego fotela. Ciekawych, co znalazłam w środku, odsyłam >>tutaj<<. Mój Ukochany, będący nowym właściciel fotela, dla którego miał się on stać czytelniczą oazą, zwrócił mi uwagę, że za mało dobitnie opisałam i pokazałam, z jakim syfem i smrodem musiałam się zmierzyć. No ale jak przez blogowe strony opisać coś, co jest nie do opisania? Poza tym po co epatować jeszcze większą ilością zdjęć moli i plam? Pozostawiam to Waszej wyobraźni :)

Dzisiaj zrelacjonuję krótko "odbudowę" fotela. Przyznaję, że odbyło się to w dużej mierze metodą chałupniczą, choć w kwestii wypełnienia czy mocowania wzorowałam się na oryginale, tyle że materiały miałam nieco bardziej współczesne. Chałupniczość tej "renowacji" wynika z faktu, że pod tapicerką znajduje się prawdziwy misz-masz wzorów i kolorów, wykorzystałam bowiem różne tkaniny. Sami zresztą zobaczycie.

Moja poprzednia relacja skończyła się tu, na etapie gołych sprężyn i drewnianego stelażu:


Po wyczyszczeniu go mogłam znowu przenieść się do wnętrza. Po nocy na balkonie i terapii proszkiem mole zostały raz na zawsze pożegnane, a całość przestała śmierdzieć :)

Pisząc o wzorowaniu się na oryginale miałam na myśli na przykład to, że pierwszą warstwę tkaniny na sprężynach przyszyłam w taki sam sposób, jak było to wykonane poprzednio. Tyle że użyłam kolorowej materii:


W sumie nałożyłam dwie warstwy pianki na oparcie i trzy na siedzisko. Przymocowywałam je na bieżąco pasami (z trzech różnych tkanin, jak widać na zdjęciu), używając zszywacza tapicerskiego. Pierwszą warstwę pianki na siedzisku przyszyłam do ramy sprężyn tak, jak to było w oryginale. Jeśli chodzi o piankę, to długo głowiłam się jaką wybrać grubość, dla mnie - osoby kompletnie nie znającej się na tapicerowaniu - był to większy problem niż wybór koloru tapicerki. Kłopot rozwiązał się sam, gdy Luby pewnego pięknego dnia poszedł wyrzucić śmieci, a  wrócił z wielkim arkuszem pachnącej jeszcze nowością pianki o grubości 2 cm. Takie prezenty cieszą mnie najbardziej :) Ilość warstw tak naprawdę uzależniona jest od grubości pianki.


Różnorodność materiałów potęguje wrażenie eklektyzmu...


...ale na końcu wszystko przykryłam bawełną:


Dowiedziałam się przy tym, że pasów nie należy wcale naciągać za mocno, bo będzie to widać. Musiałam poluzować niektóre z nich. Jak widzicie powyżej, zarówno bawełnianą wyściółkę, jak i potem samą tapicerkę zszyłam tylko w czterech miejscach - na kantach siedziska i oparcia. Najpierw fastrygowałam:



Potem zszywałam na maszynie. Jak może pamiętacie, siedzisko w oryginale złożone było z czterech części i nawet ostrożnie je rozprułam, aby potem odrysować poszczególne panele. W rzeczywistości jednak zdecydowanie łatwiej było mi zrobić zaszewki, a resztę uformować po prostu na siedzisku i oparciu, przeciągnąć na "lewą" stronę fotela i przymocować zszywaczem. Kiedy miałam obie te części, należało je już tylko połączyć. Miejsce tego łączenia znajduje się tutaj:


W oryginale oba panele zszyte były na prosto, ja zrobiłam to pod kątem:


Wyczyściłam też śruby z ozdobną główką, odzyskały srebrny kolor:


Tył fotela, choć właściwie niewidoczny (no chyba że fotel stoi na środku pokoju), wymagał najwięcej pracy - podobnie jak w oryginale zszywałam go ręcznie, krytym ściegiem. Konieczne okazało się włożenie tektury, tak jak to było w oryginale:


W przeciwnym przypadku pojawiały się brzydkie wybrzuszenia od sprężyn. Po włożeniu tektury przymocowałam tylny panel szpilkami i szyłam ręcznie. A że gdzieś zapodziałam moją igłę-łódeczkę, to się namęczyłam...


Ostatnia część, a więc wszystkie elementy przymocowane zszywkami na spodzie...


..i przykryte warstwą bawełny:


Przepraszam Was za jakość zdjęć, bo chociaż fotel robiłam na początku listopada przy ładnej pogodzie, to jednak dużą część prac wykonywałam wieczorem i w nocy. Moje umiejętności są naprawdę kiepskie. Mogliście też zaobserwować bałagan przy pracy (zawsze bałaganię, także przy tych mniejszych projektach) oraz fragmenty naszych półek z książkami :)

Jak widać fotel ma szarą tapicerkę, plan był taki, aby pozostał neutralny, z kolorową poduchą. Jeszcze kilka słów na temat drewnianych nóg. Pokryte były zniszczoną warstwą lakieru, a zamiar był taki, aby doprowadzić je do koloru jasnego drewna. Wyszlifowania podjął się Luby, jednak po 3 godzinach nie udało się uzyskać tego efektu, ponieważ stara bejca była zbyt głęboko powżerana. Wobec tego konieczne było zastosowanie planu B, zakup lakierobejcy i malowanie na kolor "dębowy". Siłą rzeczy kolor pozostał nieco niejednolity, ale widać rysunek drewna i ząb czasu, jaki nadgryzł nogi naszego fotela :)

Wczoraj późnym wieczorem wykonałam jeszcze serię fotek, które prezentują fotel w całej okazałości, żebyście w ogóle mieli wyobrażenie na temat efektu końcowego :) Z całej serii nieudanych, ciemnych albo poruszonych zdjęć (nie cierpię i nie umiem robić zdjęć po zmroku!) wybrałam właściwie tylko jedno :) Aktualnie fotel czeka na przeniesienie w docelowe miejsce.


Zyskał też poduchę zrobioną z eko-torby ze sklepiku Fox in a Box - akurat tak się złożyło, że zarówno lisia torba, jak i sporo innych produktów zostały przecenione! Więcej szczegółów na blogu Foxa.


Teraz w kolejce czeka drugi taki fotel, za który zabiorę się pewnie na wiosnę. Poza tym w ostatni weekend zostałam obdarowana jeszcze jednym fotelem przecudnej urody, mianowicie modelem '366' Chierowskiego. To będzie dopiero prawdziwe wyzwanie!

Dziękuję za uwagę :)


Wszystkie środowe myki

środa, 20 listopada 2013

Środowe myki: odnawiam fotel - część 1


Mogę chyba powiedzieć, że jak dotąd był to mój największy "rękodzielniczy" projekt - nigdy wcześniej nie tapicerowałam, nigdy nie pracowałam nad tak dużą rzeczą, nigdy też nic tak długo nie zalegało w naszej piwnicy :) Dwa fotele (póki co zrobiłam jeden) znalazły się w naszym posiadaniu 2,5 roku temu - wyciągnęliśmy je z przyśmietnikowej wystawki. Bardzo chciałam mieć tego typu fotele, więc okazja wydawa się świetna. Nie chcę nawet rozpisywać się nad unoszącym się nad nimi odorem (który odczuliśmy dopiero następnego dnia, wchodząc do piwnicy) - nie wyparował on przez te kilkanaście miesięcy i dawał pewne pojęcie, co znajdę w środku po zdjęciu kolejnych warstw tapicerki i wypełnienia. Obawa czy sobie poradzę była chyba główną przyczyną tego, że trwało to wyjątkowo długo. To, i wrodzone lenistwo :) Wiedziałam, że jeśli zacznę, będę albo musiała doprowadzić moją renowację do końca, albo definitywnie pozbyć się foteli.

W końcu jednak zamówiłam w internecie tkaninę obiciową - miała być neutralna, docelowo bowiem na fotel ma trafić również jakaś kolorowa poducha. Sprawa pianki potrzebnej do wypełniania siedziska i oparcia rozwiązała się sama - jakiś uprzejmy sąsiad zostawił pod śmietnikiem pachnącą jeszcze nowością piankę, co prawda tylko 2-centymetrowej grubości, ale było jej na tyle dużo, że starczyło na cały fotel. Oprócz tkaniny (bardzo taniej, bo zapłaciłam ok. 17 zł za metr. Kupiłam od razu 3 metry na dwa fotele - wolałam z pewnym naddatkiem, gdyby coś mi nie poszło), jedynym kosztem był więc zszywacz tapicerski (30 zł ze zszywkami). Poniosłam też pewne groszowe straty, jak kilka połamanych igieł i zepsuty przyrząd do prucia. Nie liczę też kilku drzazg, bo doświadczenie uważam za bezcenne :)

Nie jestem w stanie przedstawić Wam instrukcji krok po kroku, jak odnowić stary fotel. Sama szukałam w internecie informacji na ten temat. Kiedy wydawało mi się, że wiem z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zaczęłam rozkładać mój fotel warstwa po warstwie, chciałam na przykład użyć elementów starej tapicerki do wyrysowania sobie wykrojów dla nowego obicia. Kiedy jednak zaczęłam składać go na nowo, zrobiłam to zupełnie inaczej. Nie powiem, że na marne poszły godziny wyjmowania gwoździków i pieczołowite zdejmowanie każdej kolejnej warstwy, bo sporo dowiedziałam się o pracy tapicera sprzed jakichś 50 lat :) Doszłam jednak do wniosku, że każdy fotel jest inny, a to, co obejrzałam w internecie może stanowić jedynie wskazówkę. Tak naprawdę trzeba po prostu podjąć decyzję o rozbiórce oraz wiążące się z tym ryzyko, i - jeśli tak jak ja, nie ma się doświadczenia w tego typu pracach - bacznie obserwować.

W tym tygodniu zamieszczę relację z rozbiórki fotela, w przyszłym natomiast opiszę jak wyglądało "budowanie" go od nowa.

Czas na zdjęcia. Tak wyglądał mój fotel - uwierzcie, tapicerka w stanie tragicznym i smrodek. Niespodzianki ze środka jeszcze przed nami :) Przy okazji zapraszam na wizytę u mnie w domu :)



Zaczęłam metodycznie ściągać kolejne warstwy - zaczęłam od spodu siedziska...



...gdzie czekały już na mnie pierwsze mole - na szczęście martwe.


Mogłam zabrać się za odkręcanie nóg, które na zewnątrz zwieńczone były nitem:



Na siedzisku po tylnej stronie zdjęłam tapicerkę, a tam - tektura :) Do tego wszystko szyte ręcznie:



Pod tekturą umieszczona była już tylko warstwa juty, do której zostały przyszyte sprężyny:


Pod tapicerką siedziska musiał być kiedyś istny raj dla moli, znalazłam ich tam całkiem sporo (na razie wszystkie martwe). Zadanie dla spostrzegawczych - policzcie, ile było ich w tym jednym miejscu :)


Natknęłam się też na nowe zjawisko - kokonki moli wkręcone w tapicerkę. Ale musiała być wyżerka!


Siedzisko składało się z czterech paneli (3 boki + siedzisko). Ostatecznie jednak nie odtworzyłam go w takiej formie. Tapicerka siedziska kryła jednak prawdziwe zagrożenie (tutaj muzyka jak z horroru) ...


Niestety znalazłam żywe mole w takiej postaci:


Momentalnie przeniosłam się na balkon, w końcu z molami w domu nie ma żartów! Był to już co prawda listopad, ale pogoda na tyle mi sprzyjała, że wytrzymałam przez kolejne dni.

Pod tapicerką była warstwa przykrywająca wszystkie bebechy, wykonana z płótna:


A pod tym właściwa część siedziska - filc (kiedyś pewnie na całości), gąbka (już skruszała), końskie włosie (z przeogromną ilością odchodów moli, bleh) i kolejna warstwa juty. Wszystko to zszyte razem.





Tak samo wyglądała sytuacja na oparciu, tyle że nie było warstwy końskiego włosia. Doszłam więc do takiej formy:


Jak widzicie, wszystko to zszyte było ze sobą, a całość przymocowana za pomocą sznurka do ramy sprężyn z jednej, a drewnianego stelażu z drugiej strony:


Po warstwą juty  na obu częściach była jeszcze gruba wyściółka z trawy morskiej (?):


Pod tym kolejna warstwa juty i w końcu sprężyny. Po wyrzuceniu wszystkiego został mi goły fotel. Postanowiłam zostawić tylko pasy podtrzymujące sprężyny i wiązania. Całość odkurzyłam z porządnej warstwy brudu i wtarłam szczotką proszek do prania. Zostawiłam na noc na balkonie (temperatura sprzyjała wybiciu moli), a rano ponownie odkurzyłam. Zapach menela zniknął :)




Niestety, w trakcie pracy nie znalazłam żadnej metki czy karty produktu, więc zupełnie nic nie wiem o moim fotelu..
W przyszłym tygodniu pokażę Wam jak wyglądał proces tworzenia wnętrzności na nowo. Będzie bardzo kolorowo! Tymczasem dziękuję za uwagę :)


Druga część renowacji fotela

Pozostałe środowe myki znajdziecie


wtorek, 12 listopada 2013

Eksperymentów z kwiatkiem ciąg dalszy

Ten kwiatek - w przeciwieństwie do innych - ma łodyżkę. Co więcej, łodyżka wygina się, bo ma w środku drucik. Jak widzicie na jednym ze zdjęć, egzemplarz nieduży, ale z łatwością można zamienić go w broszkę, bo łepek jest na tyle duży, by zmieścić z tyłu zapięcie.





Chciałabym przy okazji - przyznaję, że z dużą nieśmiałością - zaprosić Was do mojego nowo otwartego sklepiku w portalu DaWanda. Uruchomiłam go wczoraj, przede wszystkim dlatego, że ilość wytworzonych przeze mnie i nagromadzonych filcaków zaczyna mnie przytłaczać :) Może nie zajmują wiele miejsca, ale ostatnio musiałam przenieść je do większego pudełka. Powoli będę je więc dodawała na DaWandzie. Z tej okazji z pewnością przygotuję jakąś zabawę, w której jeszcze przed świętami ktoś otrzyma ode mnie prezent. Bądźcie czujni!

Broszka jest więc dostępna na DaWandzie.

Z okazji otwarcia na potrzeby DaWandy musiałam przygotować też nowy baner, w odpowiednim rozmiarze. Ten blogowy niestety się nie nadawał. Nowy jest zdecydowanie skromniejszy, ale za to jakiś bardziej wyraźny. Zajrzyjcie proszę >>tutaj<< i dajcie znać, jak Wam się podoba..? Może powinnam zmienić ten blogowy, swoje już odsłużył... A może lepiej zostawić?